Przejdź do zawartości

Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak stało, uchodził za rękojmię, że tak i po raz drugi stać się może.
Na wszelki wypadek postanowiono rozporządzalną energję motoryczną ziemi koncentrować w olbrzymich akumulatorach, z wyjątkiem tej, która była konieczną do opędzania potrzeb codziennych. To nie było łatwem, gdyż gromadzenie jej groziło katastrofami i już zgóry ogarniała obawa na myśl, co się stanie, gdy siłę tych wszystkich akumulatorów trzeba będzie sprowadzić na jeden punkt.
Z wielu projektów przedostania się na Wenus ani jeden nie uzyskał jeszcze aprobaty. Jedni radzili czekać, aż nauka dojrzeje do tak nadzwyczajnego problematu lokomocji, inni nalegali, aby bądź co bądź natychmiast próby rozpocząć. Zapanowała gorączka, by los ludzkości co prędzej się rozstrzygnął, chciano wiedzieć, czego ma się oczekiwać. Parli do tego szczególnie poeci i astronomowie. Pierwsi śpiewali w podniosłych pieśniach odrodzenie ludzkości na nowej planecie, drudzy ułożyli tabelę najprzychylniejszych dla ewentualnego wzlotu konstelacyj niebieskich, w których Wenus była najbliżej ziemi. Pierwsza z tych konstelacyj i najlepsza, wypadała właśnie na 5-go maja roku 4001 ery bezpieniężnej.
Wynurzył się wtedy projekt młodego inżyniera polskiego, który obmyślił specjalny moździerz elektryczny do wyrzucenia pocisku w przestwory. Po przedostaniu się poza atmosferę ziemską, pocisk miał sam się poruszać i kierować dzięki nagromadzonej w nim energji ziemskiej. Natrafiwszy na atmosferę Wenus, miał wyzwolić w sobie jeszcze jedno wstrząśnienie i przebić niem tę skorupę. Moździerz miano ustawić koło wodospadów Iguassu, aby wyzyskać ich siłę wodną, nadto ze wszystkich stron świata miały tam być dowiezione akumulatory, lub też miano