Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W rok potem spotkał ją raz w pewnem towarzystwie. Była ze swoim narzeczonym. Przedstawiono jej kompozytora, lecz nie poznała go wcale. To go nieco zabolało i podnieciło. Nieproszony zasiadł do fortepianu, zagrał ową sonatę, a potem rzekł:
— Ta sonata poświęcona jest pewnej nieznajomej osobie za pokazanie mi łez. Wiąże się z tem dość zabawna historja, którą mogę opowiedzieć — jeżeli panie i panowie pozwolą. Zauważam jednak zgóry, że nikt z obecnych nie powinien jej brać do siebie; rozmyślnie bowiem zmienię w opowiadaniu kilka głównych szczegółów.
— Dlaczego? Nie zmieniaj pan nic!
— Kto wie? być może, iż nie zmienię, to już tylko ona będzie wiedziała.
— Więc zaczynaj pan!
I autor sonaty zaczął opowiadać:
W pewien wieczór wiosenny...

W r. 1901.