Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyciągnął ręce i wołał, wołał z pełnej piersi. Wołał głośniej niż szum rzek, przez które przesadzał, niż głos dzwonów w miastach, które mijał, niż ryk burz, które nad nim przelatywały. A koń pod nim rwał się, ledwie ziemi dotykając i pędził ku słońcu!
Olbrzymie ich cienie niepokoiły ziemię, pola i lasy, a ludzie, patrząc na nich, przystawali i mówili:
— Co to za jeździec zuchwały i co to pod nim za zwierzę? Dokąd szaleje? dokąd pędzi? Do nieba, czy do piekła? Oko jego wpatrzone wciąż w jeden punkt, a na ziemi niema nic, coby go wstrzymało!
Naraz przed jeźdzcem ukazała się masa wód niezmierzona, której topiel potworną bezsilnie prześwietlało gasnące słońce.
— Gdzie jedzie? — mówił jeden rumak do drugiego — toż tam ocean bezkresny! Jeździec i rumak utoną!..
Ale on pędził ku bramie na krańcu nieba i ziemi.
W chwili, gdy słońce ostatni swój promień w wody zanurzyło, on nad brzegiem już był, potężny jak wielka czarna rzeka, wlewająca się do wnętrza mórz, i spiął konia. I wtedy stało się, że gdy w powietrzu zawiśli, rumakowi skrzydła wyrosły, i w górę lecieli, jak chmura ogromna, a gwiazdy na nocnem niebie zdawały się tylko iskrami, które niedościgniony rumak z pod kopyt ciskał.

W r. 1894.