Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wymienię, i zanosiło się na to, że albo on mnie uderzy w twarz albo ja jego. Wybrałem to ostatnie i aby go uprzedzić, sam poszedłem do niego pod jakimś tam pozorem. Zdziwił się bardzo, siadł okrakiem na krzesło i zaczyna na mnie miotać temi wszystkiemi obelgami, które mu się nazbierały na wątrobie. Ja czując, czem to się ma skończyć, palnąłem go z całej siły — a był to chłop morowy, wyższy i silniejszy ode mnie. Porwał się, ale uwikłał się w szablę, poprawiłem mu i wyniosłem się natychmiast. W pojedynku on dostał po ręce, ja pod ucho i tak się sprawa honorowo zakończyła. — Panie łaskawy, nie zbliżaj się pan do mojego futra, to nie poduszka! Najprzód pan się skrobie, potem pan się wyciera w nasze futra, kto pan jesteś?
Ten z pod okna zadziaukał znowu.
— Podobna rzecz i mnie się zdarzyła — homeryzował teraz zkolei Jules. — Pokłóciliśmy się o mojego psa, który obszczekiwał utrzymankę mego przeciwnika. Choć był ogromny jak atleta, kałatnąłem go w głowę tak, że zgłupiał i — czy uwierzycie? zamiast mi oddać, stchórzył i uciekł, a potem zaskarżył mnie do sądu. Przychodzi do rozprawy, a sędzia woła do mnie: niech oskarżyciel tam siada!.. a do niego... niech mi oskarżony powie... Ależ panie sędzio, to pomyłka! — Co, pan jest oskarżycielem? — dziwi się sędzia i... phuuu! — wybucha śmiechem, a razem z nim adwokaci, świadkowie i cały prześwietny trybunał. I jeszcze kilka razy sędzia tak się pomylił i phuuuu! trząsł się sąd od śmiechu.
— Ciekawym, jak ten olbrzym usprawiedliwiał swą bierność? — pytał François. — Że też się nie wstydził...
— Cóż zrobić, gdy kto tchórz... On się skarżył, że został przeze mnie napadnięty „znienacka i podstępnie“ —