Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze dlaczego. Uważał się za nieszczęśliwego tam, gdzie słyszał tylko echo wyrzutów sumienia.
Takie próżniacze życie sprowadziło wreszcie do jego samotni nowego gościa: zmysłowość. Na falach szumiącej krwi wracała do niego Angelika. Smutek przemienił się w tęsknotę, na wstecz zwróconą a coraz gwałtowniejszą. Przed oczyma jego wyobraźni wynurzały się w nieporządku wbrew (?) jego woli różne obrazy szczęścia zmysłowego, przeżytego z Angeliką. Panorama kształtów określonych rozwijała się przed nim — żywa księga miłości w registraturze nerwów. A razem z naturalizmem miłosnym ukazał się wskutek podobieństwa wyraźności także splot ostatnich wspomnień, otwierając zabliźnioną już grozę i ból, które to uczucia tamtych odruchów pamięci wcale nie neutralizowały, owszem zatruwały je przez rozpaczliwe „niema“. Strumieński był w więzieniu, którem sam się otoczył.
Pamięć „miłości“ do jednej usposobiła go do „miłości“ wogóle. Widział ptaki — swobodne, słońce — sobą zajęte, dalekie, widział uciekające przed nim rogacze, lisy, zające — wszystko wolne, bez myśli i pamięci. Spotykał nimfy leśne — dziewczęta wiejskie, z nosidłami lub przy krowach, zdrowe i apetytne, a sam ich widok wprawiał go w oszołomienie. Pokryjomu zazdrościł „swobodnej naturze“. Przerzucał na zewnątrz to, co się w nim samym odbywało, i zachowywał się w swych chęciach tak, jakby nie on porzucał czystość, lecz jakby do grzechu namawiało go otoczenie: „rozumiał“ głosy przyrody. Był to najkrytyczniejszy moment w dziejach żałoby Strumieńskiego.
Atak jednakże nie był za silnym. Były to lubieżne myśli, nie wywoływane ale przychodzące, takie, które się czasem w sobie odkrywa i niecałkiem płoszy. Stru-