Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

studni, lecz żadnych wyraźnych śladów tego nie znaleziono. W tej chwili kilka grudek ziemi osunęło się z pod niego i spadło w głąb. Po lekkim plusku nastąpiła cisza. Wziął wtedy sam większy kamień i upuścił go do wody, a potem miarkował po plusku, jak to mogło być daleko, choć znał studnię jeszcze z czasów chłopięcych.
Rozpamiętywał szczegóły wyciągania jej z wody: jak nachylone latarnie odbijały się w studni, jak woda ściekała z włosów, z sukien nocnych trupa. Potem z coraz bardziej rosnącą trwogą cofnął się w czasie i przypominał sobie chwile, gdy on sam, stanąwszy w ciemności nad studnią, nie wiedział w rozpaczy, co począć. Uchwycony w kleszcze wspomnienia, pochylił głowę i machinalnie wyszeptał: Gela! Gela! A potem, jakby nabrawszy odwagi, głośniej krzyknął: Gela! W studni zahuczało, Strumieński uczuł pewien zawrót głowy i uchwycił się drewnianej krawędzi.
W tej chwili zbliżyła się jakaś dziewka z dwora, niosąc konewki i pośpiewując. Strumieński cofnął się nieco w głąb ogrodu i czekał jej odejścia. Nie przestając śpiewać, wzięła leżącą obok studni żerdź i zaczepiwszy na niej konewkę, spuściła ją do studni. Wkrótce nadszedł także jakiś parobek z kosą i prosił o wodę do osełki. Strumieński oddalił się i okrążywszy dwór poszedł ku cmentarzowi. Obejrzał się naokoło, a potem, przystąpiwszy do skromnego kamiennego nagrobka, położył na nim rękę. Pak stał chwilę, lecz widok zwiędłych kwiatów odstraszył go; odwrócił głowę i poszedł w pole.
W nocy, zbudziwszy się, zapalił latarnię i wszedł do salonu. Podumawszy chwilę, otworzył drzwi do ogrodu i stanął w nich, patrząc na czarne kontury drzew i krzaków, między którymi wiła się dróżka do studni. Potem