Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poszedł tam znowu i spuściwszy latarnię na sznurku w głąb, badał lustro wody i wołał znowu: Gela! Gela! — wołał rozdzierającym, waryackim głosem i płakał nad tą swoja głupotą. Uspokoiwszy się, rozmyślał nad wielce interesującą kwestyą, w którem miejscu stanęła Angelika, skacząc do wody. I czy skoczyła, czy też naprzód przelazła przez brzeg studni, a potem zsunęła się do wody? W tym wypadku, uchwyciwszy się dłońmi wystającej krawędzi, miała jeszcze czas na ostatnie zastanowienie się, na ostatnie myśli — jakie? czy o nim? Czy długo pozostawała w tej pozycyi? czy może zdecydowała się żyć, ale wdrapując się znów na brzeg, ześliznęła się w głąb? Czy chciała krzyczeć, lecz wstydziła się — lub nie mogła?
Dręczony temi myślami, Strumieński wrócił do domu i położył się spać. Ale nie mógł zasnąć. Znowu jedna rzecz przyszła mu do głowy. Wziął szal Angeliki, wyszedł przez salon do ogrodu, i położywszy szal na krzaku georginii, znajdującym się przy dróżce, oddalił się kilka kroków, mając go na oczach. Takie samo widziadło ujrzał owej nocy, kiedy wybiegł szukać swej żony; ten szal naprowadził go na jej ślad. Dlaczego go zrzuciła? Czy aby wiedziano, gdzie jej szukać? O jakże musiała drżeć z zimna w tej ostatniej drodze!
Chodził po ścieżkach naokoło klombów z kwiatami, to oddalając się, to zbliżając do owego krzaczka georginii, i wciąż obserwował plamę szalu, bielejącą na czarnem tle nocy. Wpadł potem w głąb ogrodu, błądził naokoło muzeum Angeliki i wrócił znowu do tego samego miejsca, a zdjąwszy szal z krzaka, nagłym ruchem owinął nim sobie głowę, przytulił doń usta i oczy i tłumił łzy i łkanie.
Co nocy uparcie ciągnęło go, by wstawać, prze-