Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

myśli jej opuściły tor dotychczasowy i zeszły na inny. Wkrótce w chaosie jej uczuć jedno było dla niej bezpośrednio jasnem: że go „kocha nieskończenie“. Wszystkie jego zabiegi wydawały się jej dzięki swej miłej przesadzie nad wyraz pięknymi i rozczulającymi; smagała wtedy ukrytą w głębi duszy hydrę egoizmu i pychy, którą wykarmiły w niej lata samoistnego życia. Najwięcej jednak do tego zwrotu psychicznego przyczyniła się pogłoska, iż swego czasu Maryusze celem załagodzenia sprawy spadkowej mieli zamiar wprowadzić Strumieńskiego w swoją rodzinę przez ożenienie go z jedną z panien Strumieńskich. To uprzytomniło jej zaraz, jaki skarb posiadła, i nadało jej fizycznemu upodobaniu w mężu cechę skąpstwa i chytrej gwałtownej zazdrości. Mniemała, że Strumieński musi żałować tego, iż zamiar Maryuszów spełzł na niczem, a gdy on przeczył, mówiła mu, że się myli, że nie zna tajemnic własnego serca. Równocześnie jej rozpamiętywania o śmierci — uzasadnione zresztą przez sytuacyę — były coraz częstsze, tem bardziej, że znała nieodporność swego zdrowia. Wówczas-to ułożyła sobie pewien plan utrwalenia swego obrazu w duszy Strumieńskiego po swej śmierci, plan, nie całkiem zresztą oryginalny i nie mający szans upraktycznienia, ale który mocą swej fantastyki tak ją samą olśniewał, że dawał jej niemal zupełne uspokojenie. W pewnych chwilach nawet, cel był dla planu, a nie plan dla celu, tak ją to entuzyazmowało. Zostawiając mężowi dziecko i swój utajony konterfekt, wierzyła, że bodaj na parę lat zapewni sobie pierwsze stanowisko w jego sercu, a z tą wiarą, choćby i złudną, lekko będzie umierać. A potem nie będzie już tych brudnych, szpecących piękność duszy pożądań i walk, nie będzie nawet