Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dawniej nie przygotowywała myśli swych i serca na tę epokę i teraz czuła się zbrutalizowaną, użytą przez naturę do podrzędnej funkcyi. Tajemnem jej zmartwieniem i wstydem było, że nie kocha swego płodu tak, jakby kochać powinna, i drżała, by on, mąż a przyszły ojciec, tego nie dostrzegł. Wprawiała się więc wysiłkiem woli w usposobienie, jakieby według znanych jej szablonów posiadała każda szczęśliwa przyszła matka, i fantazyą doprowadzała to sztuczne usposobienie do egzaltacyi. Takowe miotanie się sprzecznych uczuć, przy wątłem jej zdrowiu i przy ciągłym nałogu do mistyfikowania Strumieńskiego inną powierzchnią swej duszy, wywołało u niej znaczne rozdrażnienie nerwowe — lub raczej może, było psychologicznym wykładnikiem rozdrażnienia, istniejącego już wskutek zmian fizyologicznych.
Strumieński na pierwszą alluzyę Angeliki o wypadku zachował się tak, jakby zapomniał, że to się wogóle stać mogło, a potem padł jej do stóp i ze łzami w oczach przepraszał. Nie przeczuwając, że może się stać naprzykrzonym, skwapliwie strzegł jej i pilnował, przy pomocy swej starej ciotki (bo matka już była umarła), wypytywał o dolegliwości, rozwijał dalej jej myśli o dziecku, a gdy ona mu żartem wytknęła tę natarczywą troskliwość, mówiąc, że jest mądrzejszym od jej lekarza, odparł również żartem, że bierze sobie przykład z samca gołębia, który luzuje samiczkę w wysiadywaniu jaj i bodaj czy nie z większą pompą i namaszczeniem spełnia tę funkcyę niż ona. Przez to zaś właśnie potwierdzał Strumieński przypuszczenia Angeliki, że podobnie jak pierwej narzucał jej swoje idee artystyczne, tak teraz uważa ją za naczynie do urodzenia jego dziecka.
Gdy Angelika przyzwyczaiła się do swego stanu,