Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomysłów i efektów, że nie mogła się oprzeć popędowi odtwarzania ich na nowo, niemal niewinnie, a o talencie jej świadczyła tylko czystość naśladownictwa. Strumieński, chcąc ją bronić, wydał broszurkę, w której utrzymywał, że w sztukach plastycznych wogóle nie może być mowy o plagiacie, ponieważ wszystko zależy od wykonania i naśladownictwo może nawet przewyższać oryginał, tak jak tego dowodem były podług niego właśnie obrazy Angeliki. Odpowiedziano mu, że wyrwał się jak Filip z Konopi, gdyż właśnie owe kopie są nieudolne. Dość, że polemika ta przysporzyła mu nieprzyjemności — nawet ze strony Angeliki — i przyspieszyła powrót do kraju, na łono zajęć nieartystycznych.
Angelika, zniechęcona do Włoch tym epizodem, mówiła sobie teraz tak: Tam, w ustroniu, zdala od zgiełku świata odświeży się ich miłość, przywdzieje nowe szaty. Biedne, nie tak natarczywe wrażenia przyrody nie odwrócą już od tej miłości jego uwagi, i Angelika stanie znowu na piedestału. Nienawiść ludzi naokoło, o której opowiadał, będzie czarnem tłem tego piedestału. A przedewszystkiem tam wróci jego zachwiana wiara w jej talent.

Nie wiedziała, że i on pragnie ją mieć na swoim terenie, aby nad nią lepiej zapanować i rozjaśnić sobie pewne szczegóły pożycia z nią, które spostrzegał niekiedy, w nagłych momentach, i notował na dnie swej duszy[1]. Była to jakaś „reszta“ w jej charakterze, którejby nie umiał określić, a którą odczuwał tylko w chwilach zbytniej niecierpliwości w przełamywaniu nieporozumień między nią a sobą, nieporozumień drobnych ale ważnych, bo wskutek nich wydawało mu się, że są pewne zastrzeżenia i niebezpieczne furtki, przez które jej miłość uciec może. W ten sposób jedno czyhało na miłość

  1. Słowa „dusza“ używam w starem znaczeniu, tj. jako urojonego substratu wszystkich naprawdę dostrzegalnych zjawisk psychicznych: wyobrażeń, myśli, uczuć, kojarzeń logicznych i nielogicznych, i wszelkich przedmiotów duchowych albo uświadomionych albo takich, które mogą być uświadomione, — a więc nawet wizyi,deliriów, przeczuć itd. Notatka ta nie byłaby potrzebna, gdyby słowa „dusza“ od pewnego czasu u nas nie skompromitowano przez nadużywanie go w innym kierunku. Mianowicie dusza ludzka ma być jużto cząstką duszy wszechświata, jużto jej objawem, jużto tem samem co ona itp. — wreszcie „naga dusza“ Przybyszewskiego jest tylko spolszczoną „wolą“ schopenhauerowską. Przeważnie też przypuszcza się, że objawy tej drugiej duszy są jakościowo inne jak duszy tamtej, że są to tylko przebłyski, echa zabłąkane, ślady, jasnowidzenia itd. W ten sposób to niejasne, sentymentalne pojęcie duszy, jakie dotychczas kursowało głównie wśród kobiet, otrzymało rodzaj wyższej sankcyi, zostało zrehabilitowane, nie przestając być banalnem. Ale choćby nawet takie pojęcie było prawdziwe, to odstraszałaby mnie od niego już sama jego łatwość i płytkość — mimo pozornej głębokości, dalej podejrzana plastyczność porównań, jakiemi się musi posługiwać, wreszcie jaskrawa nieautentyczność sposobu jego odkrycia, który polega li tylko na konstrukcyi i skrytem lgnięciu do wewnętrznego unaoczniania sobie różnych rzekomych zagadek. Jeśli się przeniknie genezę jakiejś teoryi czyli pojmie ją od strony subjektywnej, to się już nie ma ochoty walczyć z nią objektywnie.,
    Ale właściwie i moje określenie „duszy“, chociaż zupełnie wystarczające do celów „Pałuby“, nie da się filozoficznie utrzymać, suponuje ono bowiem albo także coś, co się „objawia“, albo jakiś rezerwoar zjawisk, o którym się nic nie wie. Raczej by powiedzieć należało: dusza jest znakiem konwencyonalnym, którego się używa dla skrócenia, gdy ktoś chce zaznaczyć, że mówi o sumie zjawisk psychicznych. Niema bowiem „duszy“, są tylko zjawiska psychiczne (aforystycznie powiedzmy: niema rze-czownika, jest tylko czasownik) czyli pewnego gatunku „elementy“. Tu trzymam się Macha, myśliciela, który w ostatnich czasach dał moim własnym pomysłom pożądaną przeze mnie od dawna filozoficzną podstawę i gwarancyę. Dla zupełności powiem czytelnikom moim krótko, na czem ta filozofia polega. Oto wyklucza ona dualizm ducha i ciała, podmiotu i przedmiotu, a na to miejsce wprowadza monizm najprostszy i najoczywistszy, zamieniając wszystko na wrażenia a raczej na „elementa“, które między sobą różnią się nie co do swej „istoty“, ale co do kierunku, w którym się je bada, co do pola, na którem się ukazują. „Świat jako jedna masa wrażeń silniej z sobą związanych w tzw. ja“. Mach daje taki inwentarz: 1) A, B, C... kompleksy barw, tonów, itd. czyli tzw. przedmioty zewnętrzne; 2) K, L, M... kompleks, zwany naszem ciałem, a będący tylko szczególniej wyróżnioną częścią pierwszej kategoryi; 3) α, β, γ... kompleks uczuć, obrazów, pamięci itd. Otóż zazwyczaj mylnie przeciwstawia się trzecią kategoryę kategoryi pierwszej i drugiej, lub trzecią i drugą pierwszej, imaginując sobie jakieś „ja“ i jakiś „świat ciał“ czy też „świat zewnętrzny“. Mach przeprowadza w tych kategoryach niejako zrównanie stanów, robi to, coby można nazwać zrepublikanizowaniem „ducha“. Właściwie bowiem, rzetelnie rzecz biorąc, trzecia kategorya jest tak samo światem przedmiotów zewnętrznych jak pierwsza i druga, bo zarówno drzewo jak wyobrażenie o drzewie spostrzega się i w zasadzie wrażeniami są zarówno stół, kwiat, ton jak gniew, ból zęba, sen, jakby niemi były nawet wszelkie wizye, istoty nadprzyrodzone, duchy itp. Tylko, że gdy idzie o uczucia i myśli, wtedy sposób spostrzegania i kontrolowania spostrzeżeń jest mniej jasny i uchwytny, niż wtedy, gdy idzie o tzw. rzeczy konkretne, i dlatego-to przedmioty umysłowe oto-czono specyalną aureolą, której zdarcie przynosi tylko zysk, nie stratę. Kto ciekaw, jak to wygląda u Macha, tego odsyłam do jego dzieła „Analyse der Empfindungen“, zwłaszcza do pierwszego rozdziału pt. „Antimetaphysische Vorbemerkungen“, który, jak łatwo poznać, tytułem swoim poddał mi myśl ochrzczenia mego pegaza „antipoetycznym“.
    Przebaczcie panowie uczeni, że mówię rzeczy wam tak dobrze znane, ale ponieważ nie chcę być fałszywie zrozumianym, wolę powiedzieć za dużo niż za mało. Sądzę też, że robiąc propagandę na rzecz filozofii Macha, robię coś, co jest bezwzględnie pożytecznem, chociażby nawet nie miało bezpośredniego związku z „Pałubą“.