Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dom pseudonaukowym rzeczywistość udowodniła wkrótce kłamstwo, bo Angelika była zupełnie inną.
Znajomość ich zaczęła się w czasie, gdy Strumieński pielęgnował jeszcze swój talent malarski. Dowiedziawszy się, że Angelika udziela lekcyi rysunków, prosił ją o naukę, przeczuwając, że w ten sposób najprędzej zastąpi szał malarski innym szałem. Angelika, przyzwyczajona do uczenia tylko początkujących, domyśliła się, że idzie mu o dyskrecyę — to było pierwszą ich serdecznością. Ona starała się pozyskać jego sympatyę, przejmując się jego wykształceniem malarskiem bardziej na seryo niż było potrzeba, dyskredytując przed nim tajniki sztuki, — on kokietował ją, odkrywając przed nią zupełny brak zdolności w sobie i przychodząc do przekonania, że jego zapał do sztuki był tylko zapałem wogóle. Wkrótce też miał już to, do czego dążył: zakochał się. Że Angelika była odeń starsza o lat kilka, to mu nic nie szkodziło, owszem przez to stosunek nabierał w jego oczach szczególnego uroku. Było tu wyrachowanie uczucia: że Angelika z wdzięczności wynagrodzi go osobno za różnicę wieku i pokaże mu, iż inna kobieta, młodsza, świeższa, nie kochałaby go tak, jak ona. Tak samo nie zrażało go jej ubóstwo, owszem dzięki temu ubóstwu spodziewał się mieć z niej doskonałą uczestniczkę w tej dziwnej przejściowej sytuacyi, jaką mu zgotowało odziedziczenie majątku. Angelika zaś imponowała mu nietylko pięknością, ale i niespotkaną przezeń dotychczas nigdzie intelligencyą i giętkością umysłu, którą nabyła podobno przez życie wśród artystów i uczonych. Ujmowała go szczególnie tem, że na dnie jej intelligencyi dostrzegał coś, co mu się wydawało naiwnością, dziecięcością, a co później uznał za waryactwo. Zresztą Strumieński i tak