Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ona objawiając się na ziemi pod różnemi postaciami, nie zabrała go w końcu do siebie jako swojej własności? Czyż jej obraz cudowny nie dotrzymał tego, co obiecywał? Czyż nawet i owa Kseńka-Pałuba nie należała do tego samego koła? Czy przez nią obłąkana Angelika na znak przebaczenia nie wróciła do niego, do nich — ona matka a zarazem kochanka? Tu czuł jakiś nonsens o zabarwieniu kazirodczem, ale omijając go, stawiał dalej pytania retoryczne, bo to była najbezpieczniejsza forma tych myśli: Czyż blask bijący z centrum tego koła nie padł nawet na Berestajkę, nawet na Olę, nawet na Paulinę? A gdy zbyt niewyraźną była ta mowa ducha, czyż nie potwierdziła śmiercią Pawełka wilkołaczej misyi Pałuby? O te runy na grobach wzajemnie się uzupełniające! O, tu był wir niedopowiedzianych, pozostawionych na krańcach możliwości cudów, wir objawień i dalekich znaków, w którym jego umysł kąpał się i tonął z rozkoszą, tu był początek jakiejś szalonej i wzniosłej orgii wszystkich ze wszystkimi, w pośrodku której królowała Angelika.
Słyszał wówczas niejako szum idei przelatujących nad nim, niejako zgrzyt olbrzymich wypadków, zahaczających się z sobą w głębiach kosmicznych...... włosy na skroniach podnosił mu zimny powiew, powieki rozwartych oczu drgać przestawały...
Sprawa Angeliki wstąpiła w stadyum najwyższego, nienaruszalnego już uduchowienia.
Cieszył się więc, że zataił jej obraz i pozostał z nim sam. — Postanowił żyć dalej tak jak dotychczas i czekać, „co zmienne jutro przyniesie“, lecz postanawiał także, — że kiedy i na niego powionie chłód śmierci, to on rozwiesi jeszcze raz naokoło siebie wszystkie