Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słuchacza. (Bo nie analizował jej tak, jak i owej pięknej sytuacyi na ganku; por. str. 298. w. 1. i n. a str. 306. w. 15.).
Była jasna noc; wilgoć panowała w atmosferze, rosa była na kwiatach (niby łzy?). Szli. (Tu mam sposobność popisania się talentem poetyckim — ale nie bardzo mi się chce robić nastrojków, wskażę tylko miejsca, gdziebym mógł udoić „poezyę“, a wypełnię je może kiedyś później w popularnem wydaniu „Pałuby“). Skoro tylko uszli kilka kroków, przybłąkały się do nich dwa czarne widma: były to psy łańcuchowe, strzegące domu, które poznawszy pana i panią skakały teraz naokoło nich i skomlały po cichu z radości. Strumieńscy nazwawszy psy po imieniu i pogłaskawszy je, poszli dalej w tem towarzystwie, lecz psy wnet ich odbiegły. Na ścieżce rozlały się kałuże błota, Strumieński wziął żonę na ręce, by sobie „nóżąt“ nie powalała, ona zawiesiła mu ramiona na szyi i, patrząc w gwiazdy, czuła (decyzya) takie szczęście jak nigdy jeszcze.
Były to tak zwane szczęśliwe chwile, a zdarzenia życiowe rzeczywiście czasem, dość często nawet, przy dobrej woli do autosuggestyi i pieniądzach zaguźlają się, zwężają w takie chwile szczęśliwe lub poetyczne. Temu nie przeczę, chociaż mi niejeden zarzuci, że sprozaiczam wszystko, ściągam w dół (uwagę takich zwracam na świeże porównanie o kwiecie, który analizowany traci zapach). Życie składa się z różnych składników, a nici bezimienne krzyżują się w różne guzki, nawet „piękne“. Otóż Strumieńscy czuli tę szczęśliwość i mimowoli chcieli przedłużyć ją, wyssać, nie spieszyło im się też bardzo tam, dokąd szli, jakby przeczuwali (?) nieporozumienia. Więc najprzód do swoich kwiatów, — nacieszyli się kwiatami i swoją wspólnością w tej dziedzinie, potem, gdy psy ich znowu obskoczyły, łasząc się, Ola powiedziała: