Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poetyczniejszem jest powstanie tych skał takie, jak je tłómaczy geologia. Wszędzie tu widzimy ślady czasów przedpotopowych, epoka plioceńska, tu gdzie się pani teraz znajduje, przelewało się morze, tu nad nami, wysoko, pływały sobie ichtyozaury, potworne ryby... Opowiadając o tem, spoglądał chciwie na rozmaite wyżłobienia i zakątki skał, znajdujące się po drugiej stronie, to jest tej, gdzie już od dworu nie mogli być widziani. Teraz stąpali obok siebie w milczeniu, trzymając konie za uzdy. — Tu w tych dziuplach i jaskiniach gnieździły się owe ryby — mówił dalej Strumieński. W pamięci jego wynurzył się przez skojarzenie wyobrażeń krajobraz podmorski Angeliki, i niewidzialny świetlany balon, który nad nim krążył, obniżył się i objął mu na chwilę głowę. Ale Strumieński chciał zwalczyć ów nastrójek, pośrednio więc podzielił się nim z Rosyanką (lecz przytem już także udaremniał obecną pokusę), mówiąc jej: Mógłbym pani pokazać obraz, który przedstawia wnętrze takiego morza. — Bardzom ciekawa. — Mam tu zbiór obrazów... — Tak? słyszałam coś o tem. — Ale to same bohomazy — rzekł Strumieński wymijając, bo na chwilkę pożałował. — Wolę pani pokazać mój ciekawy zbiór muszli morskich we dworze, to pani lepiej przypomni faunę i florę przedpotopową. —
I wrócili. Strumieński zły na siebie, że wypuścił sposobność, — ale bo też był zaskoczony! — uprzytamniał sobie nieznośność takiego wahania się i postanowił powetować je sobie jak najprędzej. Przygotowane to w nim było jeszcze wskutek flirtu z kuzynką, teraz zdecydowało się. Bo gdy go więzy zdobiły, dobrze było grać niewolnika, ale gdy uczuł ich zacisk na rękach... — Raz poświęciwszy jedną sposobność mniemał, że zrobił dość dla „idei“, teraz los powinien był sam oddalić od