Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by nie zwichnąć innych sił, które mogły drzemać w Pawełku, a jednak widocznie popychał go w jedną stronę.
Kiedy raz ujrzał swoje dzieci, bawiące się wśród wzniesionych już fundamentów pałacu (Ola zakazywała tej zabawy), przyszło mu na myśl, że wrażenie otrzymane z takiej budowli w tym wieku pozostaje niezatartem na zawsze. Idąc dalej za tą myślą, powiedział sobie — a słyszał to od Angeliki, gdy mu się skarżyła na brak talentu — że, ażeby zostać artystą, trzeba w dziecięctwie przeżyć jakieś nadzwyczajne tajemnicze wrażenie. W duszy swej miał już plan takiego wrażenia, ale go sobie nie wyjawiał, bał się, i dopiero powoli doń dochodził. Uczył Pawełka różnych potrzebnych rzeczy, ale tylko tego, co sam umiał, np. swojej botaniki, resztę zostawiał nauczycielowi wiejskiemu, który uczył we dworze. Nie pozwolił jednak uczyć chłopca geografii, bo wyczytał gdzieś, że ta nauka najprędzej rozszerza pogląd dziecka na świat realny; ale ostatecznie nie udało się wyminąć tej nauki. Obok potrzebnych rzeczy mówił Pawełkowi także wiele rzeczy niepotrzebnych, np. na wzór Angeliki zmyślał i rozpowiadał mu rozmaite fantastyczne historye, rzekomo dziejące się teraz w świecie, w historyach tych utrzymywał pewną ciągłość, a pobudzał i Pawełka do takiego samego komponowania, rozwijał w nim zmysł do kłamstwa artystycznego, do udanej wiary w rzeczy zmyślone i nieistniejące. Odbywało się to pod pozorem zabawy, wychowania, opowiadania bajek — a Ola miała z ich rozmów nieraz sporo śmiechu. — Działał tu może w Strumieńskim jakiś instynkt dla zachowania pewnych cech swego charakteru: mówił no sobie wprawdzie tylko tyle, że sam filistrzeje i dlatego przelewa resztę zakonserwowanego polotu na syna, ale przytem właściwie stare grzechy wracały, bo kierowała