Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szony nieco przez Olę, skorzystał z zapytania Oli: „Czy jej obrazy kupował kto?“ i rzekł: „I owszem, bardzo dużo pesymistycznych krajobrazów zakupił jakiś jej wielbiciel, podobno szwab z Norymbergi, kupiec, uratowałem tylko kilka, z których ten oto jest mi najulubieńszym“.
Obraz, który Strumieński teraz pokazał, był pierwej pominięty tak przez niego, jak i przez Olę. Przedstawiał skaliste wybrzeże nad jakąś wodą, ogromnie puste i smutne. Wszystkie fale płynęły w kierunku od brzegu, jakby już wrócić nie miały, trzciny na wzgórku pochylone wiatrem w jedną stronę, w powietrzu był mrok i ukryta burza, a całe to miejsce miało tajemniczy nastrój opuszczenia.
— Jakiego doznajesz wrażenia, patrząc na ten obraz? — spytał Strumieński.
— Że to było przeczucie — odpowiedziała Ola po pewnym namyśle, nie wiedząc, do czego Strumieński zdąża, a chcąc mu się przypodobać zgodnością myśli.
— Że to nie wszystko — czy tak?
— Że to nie jest wszystko — powtórzyła Ola tonem nawpół pytającym na wpół potwierdzającym. — Bardzo nastrojowy krajobraz — dodała potem.
— I więcej nie widzisz nic?
— Nic.
Strumieński uśmiechnął się tryumfująco, gdyż obraz ów zawierał w sobie jeszcze coś, o czem Ola dowiedziała się dopiero w wiele lat później.
— Przy tym i przy innych pejzażach — rzekł — szło nam o rozwiązanie zagadki, jak wygląda natura, gdy jej człowiek nie podgląda. Jakim ci się np. wydaje ten odpływ wody?
— A czy natura jest inną, gdy się jej nie pod-