Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rynty techniki rysowniczej, powstawało w nim pytanie, czy on wogóle osiągnie coś na tej drodze, bo wszakżeż jemu nie szło o wyraźność twarzy — na którą we śnie i tak nie zwraca się uwagi, gdyż wystarcza poczucie, że się ma z tą a tą osobą do czynienia — ale raczej o... sceny dramatyczne.
Mimo to przez takie forsowne myślenie o jednej rzeczy udało mu się zaludnić swą wyobraźnię samemi tableaux główek Angeliki i już podczas owych ćwiczeń zauważał, że jego sny, chociaż nie wpadają jeszcze na upragnione przezeń tory i ulegają wciąż nieprawidłowościom, to przecież powoli stają się mniej banalnymi, występują wyraźniej, a osnowa ich staje się coraz bardziej poetyczną i — erotyczną. Stwierdzał to z radością, ale i z pewnym niepokojem. Dlaczego?
Tu muszę wreszcie poruszyć kwestyę sumienia. Oto przy wszystkich niemal dotychczasowych eksperymentach Strumieński, mimo nadzwyczajnej wytrwałości i zdecydowania na wszystko, nie mógł się ustrzedz od tego, żeby w pewnych tajemniczych chwilach, rozstrzygających o losie eksperymentu a szybkich jak błyskawica, nie hamować rozpędzonego wehikułu. Prawie nie zdawał sobie z tego sprawy, nie chciał sobie zdawać sprawy (nie chciał? nie mógł? Punkt fałszywy). Czyż bał się, że może dojdzie do pewnej granicy, poza którą znalazłby absolutne upewnienie się o bezowocności swych poszukiwań? lub poza którą wpadnie w coś szalonego, a on przecież nie chciał zrywać mostów za sobą?
Widmo ostatecznych konsekwencyj przychodziło doń jeszcze w innej nęcącej postaci. Oto nagromadzony w nim jad erotyczny, który dotychczas nie mógł odnaleźć połączenia z właściwym rdzeniem jego marzeń, lecz funkcyonował niezależnie, miał teraz szanse wydobycia