Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ści. Jakkolwiek tragiczną była ta szara pustka, która się teraz naokoło niego w inny sposób ukazała, czuł przecież, że osiągnął jakieś uspokojenie, jakaś pewność, — że zamknął fazę.
Większa część tego, co się teraz i potem działo, działa się w głębokiej zimie, kiedy od reszty świata oddzielały go zaspy śniegu, a zadymki na horyzoncie wywierały na niego wrażenie, że świat zziąbł i zmalał, a tylko jego dworek istnieje.
Zewnętrzne wejrzenie Strumieńskiego w ciągu tych kilku miesięcy, w których wywoływał duchy, zmieniło się nieco. Opowiadano o tem przesadne plotki, z których prawdą było chyba to jedno, że wskutek przebywania w ciemności oczy jego straciły zwykły swój blask i patrzyły jakby przysłonięte mgłą, w kątach zaś były krwią nabiegłe. We wsi mówiono, że pan zgłupiał. Intelligencya okolicy opowiadała sobie, że on tak rozpacza po stracie żony, a panie dodawały na chybił trafił, że jego czarne włosy miejscami przerzedziły się i posiwiały. U prostych ludzi wreszcie wytworzyła się legenda o tajemniczem pojawieniu się ducha nieboszczki, którą różni widzieli na różnych miejscach: na cmentarzu, w kaplicy i nad strumieniem; ktoś nawet miał ją widzieć przez otwarte drzwi salonu we dworze, jak razem z panem siadała do herbaty, i w 19 dni potem umarł, rażony apopleksya.
Po zamknięciu swojej „fazy“, Strumieński rzucił się na chwilę w „wir“ zajęć i dowiedział się wtedy, jaki to nimb go otoczył. Tak wprawiona została w ruch nieświadoma nieszlachetna pobudka: ambicya, duma, i ona to jeszcze raz rozwinęła czarny sztandar żałoby. Strumieński nie porównywał wprawdzie owych plotek z właściwymi rezultatami swego smucenia się, ale uczuł się bohaterem, wzruszył się sam sobą ogromnie, tak jak-