Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się wciąż w jednem kole myśli, maltretował się bardzo, to przecież z drugiej strony niemniej niecierpliwiło go i drażniło wszystko, co nie dało się wpleść do sprawy Angeliki. Nadto sama treść książek rozczarowała go: wszystkich eksperymentów tamże opisanych dokonywano przy pomocy drugich i trzecich osób i to zwykle jakąś śmieszną i bezduszną metodą, nie działającą wprost, ale chytrze i ogródkami. Nie imponował mu wcale przykład króla Zygmunta Augusta, dla którego pewien czarnoksiężnik miał wywołać ducha Barbary Radziwiłłówny. Że król na to się zgodził, to świadczyło o braku delikatności w jego uczuciach, o jego zabobonności i o tem, że pomimo wielkiego zakochania się, stosownie do epoki, w której żył, traktował żonę swoją jako istotę bierną, jako kobietę-rzecz, którą mąż ma prawo odwoływać nawet od stołu szczęśliwości niebieskiej i sprowadzać na ziemię gwałtem, bez pytania o jej przyzwolenie. Tak myślał, bo w gruncie rzeczy zazdrościł owemu królowi, a potem powziął wielki żal do Angeliki za to, że nie zejdzie doń po tych tajemniczych ścieżkach, które łączą rzeczywistość ze światem zagrobowym, tak jak uczynić przyrzekła nawet w razie, gdyby ją powstrzymywało najwyższe zaklęcie...
Tu spostrzegł się, że dochodzi w swoich rozmyślaniach do absurdu. O krok dalej a mógłby wykrzyknąć: Czyż tak dalece jest zajęta portretowaniem świętych w niebie, że nie ma czasu zajrzeć do mnie? a to przecież byłoby oczywistym nonsensem. A więc nie ulega wątpliwości, że jeżeli Angelika jemu się nie ukazała, to świat zagrobowy nie istnieje.
Konkluzya ta zawarta była właściwie już w poprzednich jego myślach, ale dopiero teraz wyjął ją i postawił przed sobą. Była to jakby latarka, zapalona w ciemno-