Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

padów takiego zachwytu, w nocy, poszedł na jej grób i usiadłszy pod pomnikiem, głaskał i całował miękką murawę, pokrywającą zgniłe już zapewne zwłoki, a potem wykopał sobie stamtąd trochę ziemi do wazonka i hodował w nim jakiś kwiat.
Było to drugie zakochanie się, druga sielanka Strumieńskiego, ponowny ślub i ponowne miodowe miesiące. Tak wywołując w pamięci przeszłość, doszedł i do czasu, kiedy obserwował Angelikę, jak sprzeniewierzając się swemu ideałowi Artemidy, nie zważając na estetykę, tłumiła w jego objęciach lekkie szczękanie zębami... Bo właśnie te chwile, w których ona zdradzała się przed nim z hamowaniem namiętności i o których jej nie mówił — pomimo nibyto takiej swobody w stosunku z nią — te były mu najprzyjemniejsze. Widział, jak była od niego zależną... Nie mógł dłużej wytrzymywać w tych regionach; ogarniała go jakby woń ukrytych, odurzających kwiatów — a tego wyrażenia, pomimo że w niem o kwiatach mowa, nie należy brać zbyt stereotypowo.
Kiedy już przestał zwoływać swoje wspomnienia, zapożyczał się w muzeum Angeliki. Przypominał sobie rozmowy i debaty, odnoszące się do każdego obrazu i do różnych jego szczegółów, przegradzające je pocałunki, fakta, których przekręconym wyrazem były te utwory, a specyalnem studyum jego była „Księga Miłości“, to jest fotografie, szkice i uwagi w niej zawarte. Brała go nieraz ochota kontynuować ją, nieudolnym ołówkiem kreślił więc swoje westchnienia i obcowania niebieskie, zamienione na plastykę; lecz wnet darł te próby, wyładowywał swoją fantazyę w strzelistych poematach, niezrozumiałych, bo dla niego tylko przeznaczonych. Wówczas to powiedział sobie między innemi, że powinno się wynaleźć aparat, mogący odfotografo-