Przejdź do zawartości

Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samego, stanowi rdzeń jego istoty, nie można go usunąć nigdzie z wszechświata. Próżno dyrektor stara się go stłumić, tem wyraźniej słyszy to przenikliwe: »A co dalej?«
I głos ten pędzi go wciąż naprzód, naprzód, każe mu szukać celu, jakiegoś kamienia granicznego, a potem gdy już przyszedł, wyszydza go i znowu pędzi dalej, spaźniającego się zaś wlecze za sobą, jak koń rozszalały jeźdzca w strzemionach.
Ta szyba szklanna jakby razem z nim leciała, jakby z nim gdzieś daleko zrośnięta była. Zwiększał chyżość lotu, już już wyciągał rękę, a nie mógł jej dotknąć. Wreszcie ustał wyczerpany.
Przed nim była niezrozumiałość nieskończoności. Ażeby ją zniszczyć, trzeba mu było coś stworzyć i przeciwstawić.
Niema wątpliwości: wpadł tu do tego jakiegoś świata, którego praw nie rozumiał i nie może się wydostać. Wszedł do jakiegoś Sezamu i zapomniał słowa. Trzeba mu się skryć, aby go nie dojrzano i przypominać sobie to słowo, to zaklęcie cza-