Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mienicy, wbiegł na jakieś schody prowadzące na pierwsze piętro, tam zatrzymał się, widząc, że już światło na tych schodach zgaszono, i czekał. Zaraz wybiegł ktoś na korytarz, może ów student, i popędził dalej, zapewne na ulicę, potem wszczął się jakiś harmider, trzaskanie drzwiami, bieganina. Student wrócił z niczem, a widząc w podwórzu stróża, wychodzącego w celu zamknięcia bramy na noc, pobiegł ku niemu i zaczął wypytywać:
— Czyście nie widzieli? był u nas jakiś złodziej, ale uciekł.
Stróż gderał coś pod nosem i kulejąc na prawej nodze, poszedł zamykać bramę, kompozytor zaś po oddaleniu się studenta, zbiegł ze schodów, niby jako zamieszkały na któremś piętrze lokator, minął stróża, wypadł przez otwartą jeszcze bramę na ulicę i wreszcie odetchnął swobodnie.
Od tego czasu jednak podpatrzona w owym domu scena nieraz jego myśl zaprzątała. Niebezpieczeństwa swego nie pamiętał, natomiast żałował, że wobec Zosi nie zachował się jakoś inaczej.