Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lonu ciemność przechodziła w mrok, gdyż przez otwarte drzwi wpadało światło z dalszych pokoi. Ktoś grał na fortepianie. »Widocznie zamożni ludzie« — pomyślał sobie kompozytor, patrząc na wierzchołki, rozstawionych koło okna egzotycznych roślin i wsłuchując się w dźwięk fortepianu. »Cudowny instrument, nadzwyczajny!« — stwierdzał dalej, nie zdając sobie sprawy z tego, że może tylko szczególne podniecenie, w jakiem się znajdował, tak optymizuje jego zwykle surowe sądy. Zdawało mu się także, że ten, co grał, gra »sympatycznie«, — bał się sądzić o jego grze surowiej, bo mogła to być przecież »ona«. Zaczął już nawet dosłuchiwać się »miękkich kobiecych odcieni«; wtem gra ustała, a grająca osoba widocznie oddaliła się, jednak tak jakoś cicho, że wydało mu się jeszcze więcej prawdopodobnem, iż to była owa urocza blondynka.
Gdy tak stał na trotuarze, zrodziła się w nim nagle nieopisana chęć: wdrapać się do tego salonu przez otwarte okno, zasiąść do tego przecudnego instrumentu