Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ono wonieje jak ambra. Dotykał muskułów u swoich rąk i wydały mu się prężnymi jak cięciwy, a zarazem czuł dalekie wibracye zachcianek, które się już dawno u niego nie odzywały.
Wstąpił do restauracyi, zjadł sutą mięsną kolacyę i wypił parę lampek wina. Byłby sobie zapalił cygaro, gdyby się nie obawiał o piersi. Przy płaceniu uszczypnął kasyerkę w policzek, a gdy się dąsała, uszczypnął ją w drugi policzek. Wychodząc, nadeptał jakiemuś pudlowi na ogon, a wsłuchując się w przerywany skowyt psa, uraczył się sporą porcyą własnego śmiechu.
Wrócił do hotelu w dobrym humorze i wszedł do swego pokoju. Zapalił świecę i rozejrzał się dookoła. Pokój był długi, prostokątny, z wysoką powałą. Umeblowanie wykwintne, piec kaflowy, a w jednej ścianie tkwiło duże lustro. Łóżko było zasłane czyściutką pościelą.
Zanim się spać położył, spacerował długo po pokoju. W głowie pląsały mu myśli, które do niedawna uwiązane na sznurku, teraz skądsiś się wzięły, swawoliły,