Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodu kilku przykrych słów wobec tego, co powiedział mistrz mój ukochany: Zaprawdę powiadam wam, uczniowie moi, choćby was rozbójnicy i mordercę przecinali piłami na poły, choćby wam odrąbywali ręce i nogi, to ten z pośród was, któryby wpadł w gniew w chwili męki, niegodny jest być uczniem moim, bowiem nie zrozumiał nauki, jaką głoszę.
Gdym posłyszał, o bracie, te słowa, skrywające szatańską, dla mnie aż nadto zrozumiałą treść i straszliwą pogróżkę, ugięły się pode mną nogi, tak że musiałem chwycić się bramy, by nie upaść. Z wielkim wysiłkiem zdobyłem się na tyle, że w kilku słowach i gestach poprosiłem zbójcę, by zechciał zaczekać aż mu przyniosę jedzenie, potem zaś pospieszyłem, chwiejąc się, do kuchni, gdzie właśnie gotowano posiłek dla całego domu i mnóstwo rynek i rondli syczało na ogniu. Wybrałem pospiesznie i troskliwie zarazem co najlepsze kąski, poczem schwyciwszy złotą czaszę i dzban, w otoczeniu służby powróciłem do mego straszliwego gościa, by go nasycić, a przeto może przebłagać i skłonić do zgody.
Ale Angulimali nie było już przed domem.