Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XIII.
ŚWIATOWIEC.

Żyłem w Ujjeni, w domu rodzicielskim. Miasto moje rodzinne, o czcigodny, znane jest w całych Indjach z bujnego, wesołego, rozpasanego życia, oraz piękności pałaców i świątyń wspaniałych. W szerokich ulicach rozlega się po całych dniach rżenie koni i trąbienie słoni, w nocy zaś brzmią lutnie zakochanych i pijackie piosenki ucztujących.
Wielkiej zwłaszcza sławy zażywają hetery i kurtyzany mego miasta rodzinnego. Piękność, powab postaci i nieopisany urok posiadają wszystkie, począwszy od wielkich dam, co mieszkają w pałacach, stawiają bogom świątynie, urządzają ludowi wspaniałe parki publiczne, a w salonach swych goszczą książąt, poetów, artystów, dramaturgów i znakomitych przejezdnych cudzoziemców, skończywszy na zwykłych ulicznicach, a piękność owa weszła w przysłowie. Kurtyzany nasze stanowią największą ozdobę ulic podczas wielkich uroczystości i obchodów. Ubrane w purpurowe szaty, dzierżąc wonne wieńce w rękach, rozlewając wokół siebie fale zapachu, połyskując diamentami, trybun wzdłuż ulic i podniecają ruchami, oraz