Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a przy tem przypomną sobie, że kiedy się budziły o świcie nowego dnia wszechświata, widziały jedną istotę odchodzącą poza świat, to wspomnienie to wyjdzie im na korzyść. Pomyślą bowiem:
— Jeden z pośród podobnych nam uprzedził nas na drodze, o której mówi mistrz.
Przyczyni się to do ich zbawienia.
Tedy pomagając sobie, pomogę wszystkim, bowiem nikt nie może naprawdę pomóc sobie, nie pomagając wszystkim.
Niebawem zauważyły gwiezdne bóstwa, że istnieje jedno w wszechświecie, które miast rozbłyskać, coraz to jaśniej, gaśnie z każdą chwilą bardziej.
Zaczęły wołać:
— Hejże, bracie! Spójrz na stutysięcznego Bramę i rozetlij od jego blasku jaśnienie swoje! Spójrz, byś zatlił się jako my płoniemy. I ty jesteś powołany do odzwierciadlania światła bóstwa najwyższego!
Kamanita nie zważał na wołanie bóstw, nie słuchał i nie patrzył na nic.
Bogowie, widząc, że tak jest ponury, zwrócili się do stutysięcznego Bramy, mówiąc:
— Wielki Bramo, który ożywiasz i oświecasz wszechświat cały, spojrzyj na tę istotę zbyt słabą, by uczestniczyć w godach nowego dnia, spójrz i uczyń, by rozbłysło światło jej gasnące. Ożyw konającego? Wszakże i to bóstwo gwiezdne powołałeś do życia i do odwierciedlania blasku twego.
Wielki Brama, troskliwy ojciec i opiekun istot wszelakich, zwrócił uwagę na Kamanite, rad orzeźwić go i umocnić.
Ale blask Kamanity malał mimo to coraz bardziej.
Zmartwiło to wielkiego Bramę, tembardziej, iż był on jedyną istotą we wszechświecie, która nie dała