Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trudno powiedzieć, z jakim zachwytem zobaczyłem drugi czterowiersz, wypisany pociągnięciami pędzla, przypominającemi delikatne, zwiewne gałązki kwietne. Nie mógł w nim Somadatta odkryć sensu, bowiem odnosił się właśnie do tego, o czem nie wiedział, a świadczył, iż wiersz mój czytała w wszystkich kierunkach, co mnie utwierdziło w wysokiem mniemaniu o jej wykształceniu i sprycie. Odpowiedź była powabna, żartobliwa, a oświadczyny me przyjęła jako zwykły, towarzyski kompliment, któremu nie należy przypisywać zbyt wielkiego znaczenia.
Próbowałem, rozumie się, odcyfrować ów wierszyk w sposób powyż wspomniany, w nadziei odkrycia jakiegoś wyznania, czy może nawet wyznaczenia schadzki, atoli daremnie. Powiedziałem sobie, że świadczy to o wysokiej obyczajności i wstydliwości dziewczęcej. Ukochana okazała, że potrafi śledzić wszelkie ścieżki męskiego ducha, ale nie tak łatwo sprowadzić ją na tę drogę, którą kroczy miłość lekkomyślna.
Rozczarowany nieco, zostałem zaraz pocieszony słowami Somadatty.
— Owa pięknobrewa — powiedział — nie jest coprawda wielką poetką, ma jednak za to dobre serce. Wiedząc, że dawno nie widziałem się z jej siostrą mleczną, ukochaną mą Medini sam na sam, zaś w towarzystwie można jeno oczyma rozmawiać, postanowiła, że spotkamy się jutro w nocy na terasie domu jej rodziców. Dzisiaj jest to niemożliwe, albowiem ojciec jej wydaje ucztę, tedy musimy zaczekać. Może miałbyś ochotę towarzyszyć mi w tej wycieczce?
Roześmiał się chytrze, ja również roześmiałem się i przyrzekłem mu, że pójdę. W najlepszem usposo-