Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

własnością byłaby cała ziemia wraz z wszystkiem, co się na niej mieści. Sto rozkoszy ludzkich, to jedna rozkosz niebiańskich duchów. Sto rozkoszy duchów niebiańskich, to jedna rozkosz bogów, a sto rozkoszy bogów, to jedna rozkosz Indry. Sto rozkoszy Indry, to jedna rozkosz Prajapati, a sto rozkoszy Prajapati to jedna rozkosz Brahmy. To jest rozkosz najwyższa i taka jest droga ku tej rozkoszy ostatecznej.
— Przypuśćmy, o pielgrzymie, — podjął mistrz — że mamy do czynienia z dzieckiem nierozsądnem, niezdolnem do prawidłowego myślenia. Dziecko owo odczuwa w zębie ból palący, kłujący, czy wiercący. Biegnie o znakomitego lekarza i prosi: — Uczyń, o czcigodny, bym przy pomocy twej sztuki odczuwało w zębie, miast bólu, rozkoszną lubość. — Lekarz odpowiada: — Drogie dziecko, sztuka moja zdolna jest jeno usunąć ból! — Atoli dziecko woła: — Jakto? Tak już długo ząb mnie boli, czyż mi się za to nie należy bym odczuwało błogą lubość w tym zębie miast wiercenia, kłucia i palenia? Powiadali ludzie, iż są tacy lekarze, przeto nastąpiła omyłka co do twej osoby i twych zdolności! — Powiedziawszy to, pobiegło dziecko do szarlatana, czarodzieja z kraju Gandarów, który ogłaszał przy dźwiękach trąb i konch po ulicach: — Zdrowie to dobro najwyższe! To cel istotny dążeń ludzkich! Owo rozkoszne, upojne zdrowie, owo uczucie miłe, przenikające każdy fibr ciała, podobne szczęśliwości bogów, uzyskać może przy mojej pomocy każdy, kto złoży niewielką ofiarę! — Dziecko pobiegło do owego szarlatana, wołając: — Mam straszny ból w zębie, wierci, kłuje mnie i pali! Uczyń bym miast tego zażywało szczęsnego, rozkosznego uczucia w tymże zębie! — Doskonale, drogie dziecko! — oświadczył cudotwórca — Właśnie