Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Tak jest rzeczywiście“, odparł Hiob. „Zdaje się, iż wydała im rewers na wysokość kosztów, zaraz po ukończeniu sprawy“.
„Na Jowisza!“ zawołał pan Perker, wyjmując obie ręce i uderzając pięścią jednej z nich w dłoń drugiej! „na Jowisza! To są najzręczniejsi spryciarze, jakich kiedykolwiek widziałem!“
„I najpodlejsze łotry, jakich udało mi się w życiu spotkać“, dodał Lowten.
„No tak“, dorzucił pan Perker; „ale trudno ich przyłapać“.
„To wielka prawda“
Następnie obaj, mistrz i uczeń, zamilkli na parę minut, jakby zastanawiali się nad najwspanialszym i najgenjalniejszym wynalazkiem, jaki wymyślić może rozum ludzki. Gdy przyszli do siebie po tym niemym zachwycie, Hiob Trotter opowiedział resztę tego, co mu polecono. Pan Perker w zamyśleniu kiwał głową; wkońcu, spoglądając na zegar, powiedział:
„Jutro, punkt o dziesiątej, będę tam. Sam ma zupełną słuszność; powiedz mu to ode mnie. Pozwoli pan szklankę wina, Lowten?“
„Dziękuję panu“.
„To znaczy „tak“, jak wnoszę“, odrzekł mały adwokat, biorąc z kredensu butelkę i dwie szklanki.
Ponieważ Lowten rzeczywiście myślał „tak“, nie powiedział więc ani słowa, lecz, zwracając się do Hioba, zapytał go cichym głosem, tak jednak, by adwokat słyszał, czy widzi, jak zdumiewająco podobny jest portret pana Perkera, zawieszony nad kominkiem? Naturalnie, iż Hiob oświadczył, że tak. Gdy wino nalano, Lowten wypił za zdrowie pani Perker i jej dzieci, a Hiob za zdrowie pana Perkera. Ponieważ gentleman w krótkich spodniach aksamitnych i wełnianych pończochach nie uważał za swój obowiązek urzędowy poświecić osobom z biura, uparcie więc puszczał mimo uszu wezwania dzwonkiem, tak, że obaj musieli sami szukać drogi. Adwokat powrócił do salonu, Lowten pod „Srokę“, a Hiob poszedł na targowicę Covent-Garden i przepędził noc w koszu na warzywo.
Nazajutrz o umówionej godzinie wesoły mały adwokat zapukał do drzwi pana Pickwicka. Sam otworzył mu je z pospiechem.
„Pan Perker!“ zawołał, zwróciwszy się do filozofa, który zadumany siedział przy oknie, potem zaś dodał: „Jak to dobrze, żeś pan wstąpił do nas przypadkiem. Zdaje mi się, iż gubernator ma coś z panem do pomówienia“.