Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Razem oddychaliśmy niem, już oddawna!“ mówił stary. „I jakoś się żyło!“
Zapanowała krótka cisza. Pan Pickwick i Roker podeszli do łóżka. Chory ujął obydwoma rękami dłoń swego towarzysza niedoli i ściskając ją mocno i serdecznie:
„Mam nadzieję“, powiedział wreszcie tak cicho, że trzeba było nachylić się nad samem łóżkiem, by zrozumieć ruch jego bladych warg, „mam nadzieję, że mój Sprawiedliwy Sędzia nie zapomni, co przecierpiałem tu na ziemi! Dwadzieścia lat, mój przyjacielu, dwadzieścia lat w tym okropnym grobie! Serce mi pękało gdy umarło moje dzieciątko, a ja nie mogłem go nawet ucałować w jego małej trumience! Odtąd samotność moja w tym nieustannym zgiełku straszna była i potworna! Niech Bóg mi przebaczy! On patrzał na moją samotną, smutną śmierć!“
Splótł ręce i szepcząc coś, czego już nie zdołali posłyszeć, zapadł w sen — z początku tylko w sen, gdyż widzieli, że się uśmiecha.
Poszeptali coś ze sobą, potem dozorca pochylił się nad poduszkami i szybko odskoczył.
„Wolny już, na Boga!“ powiedział.
Wolny. Ale taki był podobny do umarłego za życia, że nie zauważyli kiedy umarł...

Rozdział czterdziesty piąty,
w którem opisano czułe spotkanie Samuela Wellera z jego rodziną. Pan Pickwick zwiedza mały świat, który zamieszkuje, i postanawia w przyszłości nie zadawać się z nim.

W kilka dni po swem uwięzieniu, uporządkowawszy bardzo starannie pokój swego pana i zobaczywszy, że pan Pickwick siedzi nad swemi papierami, Sam wyszedł, by przepędzić jak można najlepiej jedną lub dwie godziny. Ponieważ ranek był piękny, Sam uznał, że flaszka porteru, wypita na świeżem powietrzu, rozjaśni jego egzystencję tak, jak każda inna rozrywka, na którą mógł sobie pozwolić.
Doszedłszy do tej konkluzji, skierował się do bufetu, kupił porter, dostał onegdajszą gazetę, wyszedł na dziedziniec do kręgielni i począł bawić się w sposób bardzo metodyczny i celowy.
Naprzód pociągnął łyk porteru i zwróciwszy oczy na jedno okno, spojrzał nader platonicznie na pewną młodą damę, zajętą skrobaniem ziemniaków. Potem wziął gazetę, rozkładając ją tak, by na wierzchu była kronika policyjna, ponieważ jednak jest to praca trudna i wytężająca, zwłaszcza podczas wiatru, więc gdy tego dokonał, pociągnął znów łyk porteru. Następnie przeczytał dwa wiersze ga-