Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan Snodgrass szczerze i gorąco pragnął, by damy wiedziały, że i on jest także! Miał zamiar szepnąć przez dziurkę od klucza „Garson“, ale potem przestraszył się, że może przyjść niewłaściwy garson; przypomniał sobie również, że przed paru dniami, w sąsiednim hotelu, znaleziono pewnego gentlemana w bardzo podobnej sytuacji (wypadek ten pod rubryką „Z policji“ szczegółowo podały poranne dzienniki), usiadł więc, drżąc, na walizce.
„Na Perkera nie będziemy czekać ani minuty“, powiedział stary gentleman. „Przyjdzie albo o piątej, albo wcale nie. Więc nie warto czekać! A! Arabella!“
„Moja siostra!“ zawołał pan Ben Allen, obejmując ją bardzo dramatycznie.
„A Ben! Ale jakże cię czuć tytoniem!“ zawołała Arabella, krztusząc się.
„Naprawdę?“ rzekł pan Benjamin Allen. „Czuć mnie tytoniem? Bardzo być może“.
Było to rzeczywiście bardzo możliwe, gdyż właśnie z dwunastoma studentami medycyny odbył w tylnym pokoju, przy wesołym dymie, wielkie wspólne zebranie, na którem palono co niemiara.
„Bardzo się cieszę, że cię widzę“, rzekł pan Ben Allen. „Daj ci Boże wszystkiego najlepszego!“
„Ach“, odrzekła młoda kobieta, nadstawiając mu twarz do pocałunku, „tylko nie ściskaj mnie tak mocno, bo mi pomniesz suknię“.
Po tej scenie pojednania, pan Ben Allen, rozczulony porterem i cygarami, spojrzał dokoła siebie przez wilgotne okulary.
„A mnie nic się nie dostanie?!“ zawołał pan Wardle, roztwierając ramiona.
„Owszem“, szepnęła Arabella, przyjmując pieszczoty i serdeczne gratulacje pana Wardle, ale pan jest zły, okrutny, bez serca; jest pan potwór!“
„A ty jesteś mała buntownica!“ odrzekł pan Wardle tym samym tonem. „Powinienbym zabronić ci bywać w moim domu! Osoby, które wychodzą zamąż bez pozwolenia, należy wykluczyć z towarzystwa! Ale mniejsza o to“, dodał stary gentleman. „Obiad na stole! Usiądź przy mnie! Joe! Ależ ten przeklęty chłopak nie śpi!“
Ku wielkiemu zdumieniu swego pana, pyzaty chłopiec miał wygląd niezwykle przytomny. Oczy jego były szeroko otwarte i nie zdradzały chęci do szybkiego zamknięcia się, a nic też nie nasuwało przypuszczenia, że się wkrótce zamkną. Ruchy jego miały szybkość, która również wydać się mogła podejrzana. Za każdym razem, gdy spojrzenie jego