„Adieu“, powtórzył Sam, i mówiąc to, upuścił kapelusz z takim trudem odszukany.
„Jaki pan niezgrabny!“ zawołała Mary. „W ten sposób może go pan zgubić drugi raz“. I by go nie zgubił, sama włożyła mu go na głowę.
Twarz pięknej służącej była w tej chwili jeszcze piękniejsza niż zwykle. Otóż, czy z tego powodu, czy też z powodu innej natury, tak się jednak stało, że Sam ją pocałował.
„Spodziewam się, że zrobił pan to nieumyślnie!“ zawołała piękna dziewczyna, rumieniąc się.
„Nie, moja droga; ale teraz zrobię to już umyślnie“ i pocałował ją powtórnie.
„Sam!“ zawołał pan Pickwick z góry.
„Jestem panie“, odrzekł służący, biegnąc po schodach.
„Tak długo siedzisz!“
„Coś się stało z drzwiami i nie można było ich otworzyć“.
Taki był pierwszy rozdział miłości Sama.
Osiągnąwszy główny cel podróży do Ipswich, który polegał na wykryciu niegodziwości pana Jingle, pan Pickwick postanowił bezzwłocznie powrócić do Londynu, by się dowiedzieć, co przedsięwzięli przeciw niemu panowie Dodson et Fogg. Przystępując do urzeczywistnienia tego zamiaru z całą przedsiębiorczością swego charakteru, filozof wsiadł do pierwszego odchodzącego dyliżansu, nazajutrz po pamiętnych wypadkach, które w całej ich rozciągłości opisaliśmy w dwóch poprzednich rozdziałach i tegoż samego dnia wieczorem przyjechał do stolicy, cały i w najlepszem zdrowiu, oraz w towarzystwie swych przyjaciół i Sama.
Tu rozstano się na pewien czas. Panowie Srodgrass, Tupman i Winkle udali się do swych mieszkań, by poczynić potrzebne przygotowania do podróży do Dingley Dell; pan Pickwick zaś i Sam stanęli w bardzo dobrej, chociaż starej oberży pod „Jerzym i Jastrzębiem“ na Lombard-Street.
Pan Pickwick. zjadłszy obiad, kończył drugi kufel doskonałego porto, obwiązał sobie głowę chustką, nogi wyciągnął ku kominkowi i rozsiadł się wygodnie na krześle, gdy wejście Sama z torbą podróżną wyrwało go ze spokojnych rozmyślań.
„Sam!“ zawołał filozof.
„Jestem, panie“.