Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ukłon i spojrzawszy na Sama z trudnym do opisania bezwstydem, poszedł za swym panem.
„Sam!“ zawołał pan Pickwick, widząc, że służący jego chce iść za odchodzącymi.
„Słucham pana“.
„Zostań tu“.
Sam zawahał się.
„Zostań tu“, powtórzył pan Pickwick“.
„Czy nie mógłbym w ogrodzie poturbować trochę tego Hioba Trottera?“
„Niemożna!“
„Choćby tak trochę... spuścić ze schodów?“
„Stanowczo zabraniam...“
Przez jedną krótką chwilę, jedyną od czasu jak był w służbie, Sam miał minę niezadowoloną i nieszczęśliwą. Ale wkrótce przyszedł do siebie, gdyż chytry Muzzle, który ukrył się był za drzwiami, wyskoczył z za nich we właściwej chwili i bardzo zręcznie pchnął na schody pana Jingle i jego sługę tak, iż obaj potoczyli się na dół aż do samych aloesów.
„Teraz, panie“, rzekł pan Pickwick do pana Nupkinsa, „teraz, panie, spełniwszy nasze posłannictwo, ja i moi przyjaciele żegnamy pana, dziękując za gościnność. Zapewniam pana w ich i mojem imieniu, iż nie przyjęlibyśmy tej gościnności, gdyby nie nakazywało nam tego poczucie naszego obowiązku. Jutro rano powracamy do Londynu; tajemnica pana znajduje się w pewnych rękach“.
Zaprotestowawszy w ten sposób przeciw temu, co zaszło rano, pan Pickwick oddał głęboki ukłon damom i pomimo próśb, by został, wyszedł z pokoju ze swymi przyjaciółmi.
„Weź swój kapelusz, Samie“, rzekł do służącego.
„Mam go tam, na dole“, odrzekł Sam i pobiegł do kuchni.
Kapelusz gdzieś się zapodział. Sam zmuszony był wiec szukać go, a Mary mu przyświecała. Obejrzawszy wszystkie kąty, piękna służąca, zaniepokojona, gdzieby kapelusz mógł się zaprzepaścić, uklękła i przerzuciła wszystkie rupiecie, złożone za drzwiami. Było tam bardzo ciasno. Niepodobna było dostać się, niezamknąwszy wprzód drzwi.
„Mam już!“ zawołała wreszcie, „czy to ten?“
„Zobaczymy“, odrzekł Sam.
Mary postawiła świecę na podłodze, ale ponieważ świeca słabo świeciła, Sam zmuszony był także uklęknąć. Zakątek ten był szczególnie ciasny i tak się jakoś stało, bez niczyjej winy, wyjąwszy chyba tego, kto dom budował, że Sam i piękna służąca znaleźli się bardzo blisko koło siebie.
„Tak, to ten“, rzekł Sam. „Adieu“.
„Adieu“, odrzekła piękna służąca.