„przywiązanie moje do osoby pana jest wielkie, bardzo wielkie, ale muszę na tej samej osobie natychmiast zemścić się“.
„Występuj pan!“ odparł pan Pickwick.
Pod wpływem wzburzającego djalogu, nieśmiertelny ten człowiek stanął w postawie człowieka chorego na żołądek, przekonany niewątpliwie, tak, jak to samo przypuszczali dwaj świadkowie tej sceny, że była to postawa odporna.
Na szczęście pan Snodgrass rzucił się między dwóch zapaśników, z narażeniem się na otrzymanie jednocześnie policzków od obu.
„Co?“ zawołał, odzyskając nagle dar słowa, którego pozbawił go był na chwilę nadmiar zdumienia. „Co? Panie Pickwick! Pan? Pan, na którego zwrócone są oczy świata? Panie Tupman! Pan? Uświetniony jego imieniem, jak my wszyscy? To wstyd, panowie, to wstyd!“
Jak ślady ołówka ustępują łagodnemu naciskowi elastycznej gumy, tak samo niezwykłe zmarszczki, które zebrały się na gładkiem i otwartem czole pana Pickwicka, znikały stopniowo podczas przemówienia jego młodego przyjaciela. Jeszcze mówił, a już fizjonomja przybrała swój zwykły błogi wyraz.
„Zanadto się uniosłem“, powiedział. „Tupman! Podaj mi pan rękę!“
Czarna chmura, okrywająca twarz pana Tupmana znikła przy tych słowach, gorąco uścisnął więc rękę swego przyjaciela, mówiąc:
„Zanadto uniosłem się“.
„Nie, nie!“ odparł pan Pickwick; „ja to jestem winien: włożysz dziś zieloną kurtkę aksamitną“.
„Za nic! Za nic!“ Zawołał pan Tupman.
„Dla mnie to zrobisz, że włożysz“, rzekł pan Pickwick.
„Jeżeli tak, to zgoda“.
Ułożono się więc, iż panowie Tupman, Winkle i Snodgrass przywdzieją kostjumy fantastyczne. Tak to namiętność doprowadziła pana Pickwicka do postępowania sprzecznego z jego zdrowym rozsądkiem. Trudnoby znaleźć bardziej przekonywujący dowód łagodności jego charakteru, choćby wszystkie zdarzenia, o których mowa w tym rozdziale, były zmyślone.
Pan Hunter nie przesadził w opisie zasobów Salomona Lucasa. Kostjumów miał on wiele, bardzo wiele; być może, iż nie były ściśle klasyczne, ani zupełnie nowe, nie przedstawiały też ubiorów żadnego wieku ani kraju, ale zato były mniej więcej suto wyszywane złotem, a cóż jest świetniejszego nad złoto? Możnaby im też zarzucić, że nie sprawiały wiele efektu przy świetle dziennem, — ale cały świat wiedział, iż tem świetniej błyszczeć będą przy świecach. Jeżeli więc kto daje bal kostjumowy w dzień, wskutek czego
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/183
Wygląd
Ta strona została skorygowana.