Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nictwa najspokojniej posyła po niego. Idzie tedy z komisjonerem, który go wprowadza do ogromnego pokoju. Kupa gentlemanów, góry papieru, piór i tak dalej. „Ach panie Weller“, mówił prezydent, „cieszę się, że widzę pana. Jak się pan ma“, powiada. „Bardzo dobrze, dziękuję panu“, powiada mój ojciec. „Spodziewam się, że i pan nie chudnie“, powiada. „Dziękuję, nieźle idzie“ powiada gentleman i obaj wytrzeszczają na siebie ślepia. „Pan mnie nie poznaje?“ pyta tamten. „Nie mogę powiedzieć, bym pana kiedy widział, odpowiada ojciec. „O! ja pana znam“, mówi tamten „Znałem pana małym jeszcze chłopcem“. „To wszystko jedno“, mówi mój ojciec, „wcale sobie pana nie przypominam“. „To dziwne“, mówi tamten. „Bardzo dziwne“, mówi ojciec. „Pan musi mieć bardzo słabą pamięć, panie Weller“, mówi tamten. „Nieświetną, to prawda“, mówi mój ojciec. „Tak się domyślałem“, mówi tamten, potem nalewa mu szklankę wina i zaczyna rozwodzić się nad sposobem, w jaki powozi, i wprowadza mego ojca w doskonały humor, a w końcu pokazuje mu banknot na dwadzieścia funtów szterlingów. „Kiepska droga stąd do Londynu“, powiada. „Gdzieniegdzie trafiają się złe miejsca“, mówi mój ojciec. „A zwłaszcza koło kanału, jak mi się zdaje“, mówi gentleman. „Co do drogi, to tam jest kiepska“, mówi ojciec. „No, panie Weller“, mówi tamten, „pan jesteś doskonały woźnica, i co zechcesz, możesz zrobić ze swemi końmi, to wiadomo. My wszyscy, jesteśmy dla pana wielce życzliwi, panie Weller. Otóż w razie gdyby panu przypadkiem coś się wydarzyło, jak będziesz wiózł wyborców, w razie, gdybyś wywrócił się w kanał, nie robiąc im zresztą nic złego, przeznaczamy to dla pana“, powiada. — „Panie, jesteś pan nadzwyczaj łaskaw“, mówi mój ojciec, „i wypiję na zdrowie pana jeszcze jedną szklankę“, powiada. — „Cóż pan powie na to“, mówił dalej Sam, patrząc na swego pana z trudnym do opisania wyrazem bezczelności, „czy da pan wiarę, że akurat w dniu, w którym ojciec wiózł wyborców, dyliżans wywrócił mu się w tem właśnie miejscu i wszyscy podróżni wlecieli do kanału?“
„Ale ich zaraz wydobyto?“ zapytał żywo pan Pickwick.
„Co do tego“, odparł Sam bardzo powoli, „to mówiono, że jednego gentlemana brakowało. Wiem dobrze, że wyłowiono jego kapelusz, ale czy była w tym kapeluszu głowa, tego z pewnością powiedzieć nie mogę. Co mię dziwi, to mianowicie ta okoliczność, że dyliżans wywrócił się właśnie w tem samem miejscu i w tym samym dniu, jak to gentleman ojcu powiedział“.
„Jest to szczególny wypadek, niewątpliwie“, odparł pan Pickwick; „ale wyczyśćno mi kapelusz, Samie, gdyż słyszę, że pan Winkle woła mnie na śniadanie“.