Na oceanie zielonym burzanów
Wpół dogorywa ognisko czobanów;[1]
Koło trzód wierne psy leżą na straży,
Gra czoban stary na kobzie i gwarzy:
— Dawno! o, dawno! gdy jeszcze w Bałkanach
Bułgar nie słyszał o Turkach poganach,
Był jeden piewca, miał lutnię cudowną,
Jak słowik w gaju, grom w chmurze wymowną.
Z ojca na syna w spuściznie spadała
Lutnia ta złota, potężna, wspaniała;
Nią piewca każde wesele podwajał,
Zapał rozniecał, a bóle ukajał.
Przez nią rósł piewca jako dąb wiekowy,
Odziany w bluszcze od stopy do głowy;
Przez nią rósł piewca, jak rzeka z krynicy,
Jak z nizkiéj trawki bujny las pszenicy.
I dębem piewca był przez nią ludowi,
Miał liść na skwary, pierś przeciw wichrowi;
Przez nią był piewca zdrojem dla pragnących,
Przez nią był piewca chlebem dla łaknących.
Obok Szyszmana w dzień straszny i krwawy
Gdy Turczyn przyszedł pod mury Tyrnowy,
Stał piewca z lutnią — głos jéj piorunowy
Ciskał junaków na Turczyna głowy.
- ↑ Czoban, pasterz.