Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
28
KAROL BRZOZOWSKI.

Spytał: co? dzisiaj? dobrze — jutro rano…
Dziś… bo… pomyślę, zanim zorze wstaną…

— „Panie, rzekł błazen, dziś kupię bachmata,
Czasu mam mało. — Nie odmawiaj łaski!
Zechciéj, zaleje złotem się komnata,
Złoto wytryśnie jak z pod Mussy laski,[1]
Tylko się dotknij sury Al-koranu;
Módl się za wszystko możebne Wszech Panu.

„Możem ja zbłądził, — nie lubisz przed świadkiem
Najmniejszym nawet pochlubić się datkiem.
Daruj, spostrzegam dopiéro na ścianie,
Wielkiego serca wypisane zdanie:
(W świecie się rzadko taki przykład miewa)
Co da dłoń prawa, niech dłoń nie wie lewa.”

— Hadżi! rzekł Wezyr, jaki ty pochlebca!
Konia dziś kupić rzecz długa — weź źrebca,
Na którym jeżdżę.” — Uściskać daj nogę,
Szlachetny panie! — nasz błazen zawoła,
Mam czego dosiąść — grosz jaki na drogę!
Twoja się hojność wyczerpać nie zdoła!

Wezyr wstał, błazna ucałował w głowę
I uśmiechnięty poklepał go w ramię:
„Dam ci, rzekł, więcéj. Wychodząc przy bramie
Dwa znajdziesz konie. Twoją, hadżi, mowę
Wstyd złotem płacić; koń jeden sprzedany
Da ci saisa i opłaci hany.”[2]

Gdy Kalif z błaznem był już sam, zapytał:
Słuchaj, z Wezyra jam oczu wyczytał,
Ześ konia zdobył. Więc się żony boi?
On? wielki Wezyr? nie! to nie do wiary!
Ale daj klucz mi do zagadki twojéj;
Przez jakie, powiedz, pobiłeś go czary?

Rozumiem, drugi koń był za milczenie.
Bądźże spokojny o twoje sumienie;

  1. Mussa, Mojżesz.
  2. Sais, masztelarz; Han oberża.