Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
26
KAROL BRZOZOWSKI.

„Za odchodzącym Kalif rzucił okiem,
Pełnym pogardy. — „Mohamed prorokiem
Jednego Boga!” zawołał zgorszony,
I to mężczyzna ma być, król, pan domu!
I tak się lękać! jeszcze kogo? żony!
Na czole męskiém czuję ogień sromu!

„A błazen na to: najjaśniejszy panie!
Takich z tygrysem postaw klatek dwieście;
Wieść się piorunem rozejdzie po mieście,
Ze są dla mężów bezpieczne przystanie;
W każdéj dzielnicy każ jedną postawić,
A nie przestaną mężowie cię sławić.

— Żart twój niewczesny! — widzisz, jak mnie boli –
Że jeden taki w państwie mém się zrodził.
— Błazen się zaśmiał. — Co? jeden? powoli!
Nieraz jam czoło pana rozpogodził,
Nieraz pan mówił: dam ci wiele, wiele,
Za to w mą duszę wrzucone wesele....

— Więc cóż? — Oto najjaśniejszy panie,
Całą mą dolę złóż w małym firmanie;
Drobny pieniążek nie wyjdzie z skarbnicy
Twojéj, jak łaska twa niewyczerpanéj,
A jednak z nędznej mojej chałatnicy
Mieniem wyrosnę ja pan po nad pany.

– Ciekawym. — Oto niech firman twój powie,
Że wszyscy w całém twém państwie mężowie,
Wszyscy! Wezyry, bogacze, rycerze,
Gdy im dowiodą, że się żon swych boją, —
Każdy mi konia da na własność moją
A i rząd, który sam błazen wybierze.

— O ty mój hadżi! gdzie twa znakomita
Mądrością głowa? Kalif z śmiechem rzecze,
Dobrze!—patrz, pan cię za twe słowo chwyta;
Sam się na nędzę skazałeś, człowiecze.
Wezyrze! zaraz niech się firman skréśli;
Oto mój pierścień — śpiesz, nim się namyśli.