Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
19
POEZYE.

W gęstwę zieloną znęciwszy słowiki,
Grały dźwiękami czarownéj muzyki.
Świeży wiatr wschodni powiewy wonnemi
Szepce po drzewach i płynie po ziemi;
Swywolnik trąca poważne bodziaki,
Te jak zalotnik brodaty, niezgrabny
Całują czepiec piwonii jedwabnéj,
Która się skryć chce obrażona w krzaki;
Trzykroć na przekór rozkochannéj pannie
Spędził kochanka — motyla dziewannie,
Porwał na drogę i z nim obertasa
W kurzawy wirze szalonego hasa,
Zmęczył — i z pyłem biednego kochanka
Rzucił, zawiesił u jemioły wianka,
A sam szumiący przeleciał przez gąszcze;
Poroztrącane klątwią mu chrabąszcze;
Cierpliwy pająk obejrzał się za nim
I sieć poprawia na liściu kasztanim.
By sennych wrażeń rozpędzie katuszę,
W przyrodę oko topiłem i duszę;
Boskiéj téj księgi niepojęta władza
Gada do serca i ból mój złagadza.
Radością do mnie drżą listeczków żyłki,
Słyszę, jak miłość grają kwiatów pyłki,
Jak ta pieśń sama oddźwięka w mém sercu;
Patrzę na żywy dramat w traw kobiercu,
Ile tam bojów, wesela, ochoty,
Ile powagi, tytanów roboty!
Bez troski świerszcze podskakując dźwięczą:
Tu motyl skrzydeł połyskuję tęczą;
Tu dół wykopał owad pełen zdrady
I weń zapadłe morduje owady,
Żebrzą litości smutnie dzwoniąc skrzydły,
Tyran je piaskiem przywala z pośpiechem,
Biega wokoło i krępuje sidły,
I patrzy na nie z krwi żądzy uśmiechem.
Dwa gladyatory, dwa jelonki dumne
W cyrku zielonym boje toczą krwawe,
W górze na liściach widzów roje tłumne
Patrzą, poważną przybrawszy postawę.
Na dywan z trawy mistrze gimnastyki,
Giętkie pancerne upadły sprężyki,