Strona:Karlinscy.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od końca do końca!...
O morze płomieni!...
Patrz jak się czerwieni,
Za świat co rumieniec stracił,
Co krzywdą krzywd się zbogacił!...
Od końca do końca!...
Patrz! padają gwiazdy! słońca!
A w ognistej zawierusze
Płyną dwie świetlane dusze!...
O ja z wami! śnieżne dzieci!...
Koniec męki! Polska świeci!...
Już cierpienia
Przemienione
W arf natchnienia!...
W blaskach tonę!...

(upada na działo, które obejmuje.)


KARLINSKI.

Niewiasto — idźmy do końca w spokoju!

KARLINSKA.

O moje działo! złote! możeś lepsze
Od ludzi! działo nie zabij mi syna!
Matka do ciebie modli się — o syna!
Ja z ciebie każe dzwon ulać, na wieży,
Będziesz wysoko... o spiżu! litości!
O nie zabijaj mego dziecka!... (po chwili.)
Boże!
Ja zmysły tracę — nie, to być nie może!..
Nie tak me matki szły w Polski zakonie,
Zakon żelazny! — w Chrystusa koronie!...

(coraz częstsze strzały.)


RYCERZ (wchodzi).

Panie! już wrogi na wał się wdzierają,
Kul brakło — kolbą biją i spychają,
Ukropem leją — walą kamieniami —
I w otchłań z muru zranieni, ciałami
Lecą w powietrzu z czaszki rozbitemi