Strona:Karlinscy.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MIELĘCKI.

O Panno Maryo!
Wszak wiesz, żem Izydora przyjacielem,
Druhem od dziecka — ale ciesz się ze mną,
Wszak we dwóch bitwach już się tak odznaczył!...

MARYA.

O dzięki! tyś prawdziwym przyjacielem,
Ty zawsze cieszyć, uspokoić umiesz!...

(słychać strzały odległe, potem bliższe).


KARLINSKA.

Słyszycie strzały? kto widzi tam w dali?..

MIELĘCKI.

Już się szeregi starły — padły strzały,
Kilku poległo. — —

KARLINSKA.

Panie!... odwróć ciosy!

(klęka i głowę w trwodze opiera o działo.)


MIELĘCKI.

Szeregi znów się skupiły — i walczą.
Od naszej strony nacierają nasi.
Znów Niemcy ogniem sypnęli — już bliżej,
Już się na cięcie szabli przybliżają. —

MARYA.

Matko uspokój się — pojrzyj na bitwę!...
Inaczej chwały jego — nie dożyjesz.

KARLINSKA (z ręką na piersi.)

O tu! coś woła piorunów głosami
Jako aniołów trąba na dzień straszny,
Tak dziko targa — jak sęp sercem mojem;
Świata nie widzę — siebie już — nie czuję!
Co tam Mielęcki? Panie Opaliński!