Strona:Karlinscy.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KARLINSKA (po chwili rozpaczy.)

Przebóg! grom nowy!.. wróżby matki czarne!
(spokojnie)
Ale niewcześnie tracić słowa marne. —
Idź drogi mężu — tobie moje dziecię
Ja błogosławię!... jest męztwo w kobiecie. —
A!!! (odchodząc upada zemdlona.)

IZYDOR.

O matko moja!...

KARLINSKI (podnosi ją.)

Tak mdleje ojczyzna!
Mnie już niedługa na ziemi siwizna —

MARYA (wpada.)

Przebóg!... co matce... wojna... śmierć! o biada!...

KARLINSKA (z całym spokojem do córki.)

Żadna krwi kropla marnie nie przepoda! — (do syna.)
Jakakolwiek bolała by cię w życiu blizna,
Pomnij — że więcej — cierpi nieszczęsna ojczyzna!

(odchodzi wsparta na mężu.)


IZYDOR (do Maryi).

Sercem przy tobie!... nie płacz mój aniele!

MARYA.

Albom nie Polka? czyż nie zdołam śmiele
Śmiertelnej grozie spojrzeć oko w oko?
O! twoja sława czeka tam! wysoko!...
Ty ją — nademnie kochasz — wiem! — a jednak
Kochać cię muszę! a! tobą'm ja dumna,
Jam się sieroctwa siłą wykarmiła!...
Więc nieugięta będę — jak kolumna!

IZYDOR.

Czy włos mi z głowy spadnie! tyś modliła
Się za mnie — pójdę ojców chrobrym torem
Jam taki silny!! tak wierzę! tak kocham!
Że całą Polskę chwyciłbym na barki