Strona:Karlinscy.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spytaj radości — gdym ujrzała ciebie,
Czem że rośliny bez słońca na niebie?..

(słychać daleki flet pastuszy)

Słyszysz te fletu gdzieś od gór odgłosy
Jak rzewnie płyną w tej ciszy z nad rosy
Płyną na łąki, gaje i doliny,
I przepadają po nad wód głębiny...
Lecz miłość moja przenigdy nie skona,
Wieki bym śniła tak u twego łona,
Dobranoc tobie!... czas wrócić — już świta!..
Dobranoc!...

IZYDOR.

Żegnać cię, gdy ranek wita!...
Daj jeszcze twoje rozplecione włosy
Choć ucałować... twarz ukryć w ich sploty!
O! w piersi czuję dziś całe niebiosy!
A jednak woła znowu głos tęsknoty!

MARYA.

Dobranoc!... świta — jestem cała w trwodze!...
Dobranoc! odejdź!...

IZYDOR.

Dobranoc!... odchodzę!...

MARYA.

O zostań!... odejdź!... poranek się bieli!

(odchodzi z okna)

Dobranoc!... bądź zdrów!... (znika)

IZYDOR.

Niech strzegą anieli!.. (odchodzi)


ZMIANA. Kościółek wiejski — naprzeciw dworu Karlinskiego otoczony lipami. Przez dłuższą chwilę słychać głos organów, zwolna ustający. Z kościoła wychodzi Karliński z Grzegorzem.


KARLINSKI.

Chodź już do domu o mój stary, dzisiaj
Rocznica była śmierci mojej matki,