Przejdź do zawartości

Strona:Karlinscy.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IZYDOR.

O matko! panie ojcze!

KARLINSKA (trzymając jego głowę.)

Dziecię! dziecię!

KARLINSKI (podnosząc syna.)

No wstań — wstań — dobre jak mi hetman pisze —
Z waści pacholę — puść go moja panno!

(chwila milczenia.)

Jakie tam zdrowie hetmańskie — co mówił,
Kiedy cię żegnał?

IZYDOR.

Kazał cześć dać matce,
Ojcu a corde przesłał pozdrowienie,
A ze mną rozstał się bardzo łaskawie,
Że mi się za nim jeszcze tęskni łzawie,
Gdyby nie dom ten drogi ojcze panie,
Matko!... to płakałbym ja — po hetmanie!

KARLINSKA.

O drogie moje!

KARLINSKI.

Dobrze, że waść serce
Masz wdzięczne — człowiek nie szuka wdzięczności,
Ale niewdzięczność hańbi męża imie!

IZYDOR.

Kiedym się żegnał, i stóp jego chwycił,
To hetman dobrem słowem mnie zaszczycił:
Kazał iść nadal w rycerskim zakonie
Po Bogu i po ojczyznie, a resztę
Rzekł: że dodane mi będzie tam! z góry —
Potem mnie szablą hojnie udarował,
Dał konia z rzędem, i ten ryngraf drogi
Z Boga Rodzicą. — O! będę go nosił
Aż do ostatniej ojczystej potrzeby. —

KARLINSKI.

Chwat widzę waszmość!