Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaczęła mówić cicho, jakby do siebie:
— Wtedy taksamo się zaczęło. Zjawiły się pogłoski, że Alfred jest zrujnowany. Po nich przyszły inne, coraz gorsze, coraz potworniejsze...
— Prawdopodobnie i teraz tak będzie — rzekł spokojnie Twardowski.
— To straszne. Już dziś uderzyła mię u niektórych osób jakaś niechęć do pana.
— Zauważyłem ją. Na to wszakże wystarcza wiadomość, że jestem bez grosza. To brzydka wada. Ale wierzę w mego przyjaciela Culmera, że na tem się nie, zatrzyma i wymyśli na mnie wiele ciekawszych rzeczy.
— Boże Boże! — biadała pani Czarnkowska — jakiż ten świat okropny! Jak ja się tego boję!...
Naraz w głosie jej zjawiła się dziwna namiętność:
— Jestem słaba kobieta, ale będę walczyła do ostatnich sił... za pana. Alfred to będzie widział!...
Wyczerpana tym wybuchem padła bezwładna w głąb fotela.
Twardowski serdecznie się ze swą sojuszniczką pożegnał.
Wracając do domu piechotą, myślał o czekającej go kampanji, której pierwsze strzały już padły. Nie bał się walki, ale nie widział jeszcze, jak i czem sam będzie walczył... Cieszyło go, że ma sojuszniczkę w pani Czarnkowskiej. Słaba, dogasająca kobieta... Tak, ale one nie dopuści do tego, żeby jakiekolwiek oszczerstwo znalazło wiarę u Wandy.
Zbliżał się do swojego domu, gdy uwagę jego zwrócił stary, brodaty Żyd, zamożnie, acz nie po europejsku ubrany, w długim paltocie i w małej okrągłej czapeczce na głowie. Dotychczas obserwował podobne typy zdaleka: nigdy nie miał z niemi do czynienia.
Żyd szedł prosto na niego.
— Przepraszam — rzekł, zdejmując czapeczkę — czy pan hrabia Twardowski?
— Twardowski, ale nie hrabia.
— Ja bardzo przepraszam pana hrabiego, ale ja chciałem pomówić o jednym interesie. Czy mógłbym wejść na chwilę?
— A co zainteres? Kto pan jest?
— Ja jestem Cukierman.
— O co panu chodzi? Może pan zaraz powiedzieć.
— Tak na ulicy?...
— Można na ulicy.
— Ja słyszałem, że pan hrabia ma zamiar zaciągnąć pożyczkę. Jabym mógł służyć na bardzo dogodnych warunkach.
— Kto panu powiedział, że ja mam zamiar zaciągnąć pożyczkę?
— To mój fach, proszę pana hrabiego, wiedzieć takie rzeczy. Ale każdy fach ma swoje sekrety.
— To powiedz pan swemu tajemniczemu informatorowi, że niepotrzebnie zamuje się mojemi interesami. Źle pana poinformował: pożyczki nie potrzebuję.
— Na wszelki wypadek, może pan hrabia weźmie mój adres. Ja mam telefon i zawsze się stawię.
Wsunął bilet w rękę Twardowskiemu i oddalił się z uniżonym ukłonem.
— Widocznie, jeden z przyjaciół i agentów Culmera — mówił do siebie Twardowski. — Tam ten wierzy niezłomnie w moją biedę i przez nią postanowił dojść do mnie. Nie udało mu się zrobić mnie grabarzem, ani kochankiem pani Brzozowskiej — liczy teraz, że mogę być wzięty na łań-

88