Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Mój panie — udaj się lepiej do biblioteki... ...będziesz miał większy spokój. To zapewne długo potrwa?
Marcandier.
Naturalnie!
Frontignac.
Przejdź-że proszę... w tej chwili tam przyjdę... Dominik! — zaprowadź pana Marcandiera (cicho) a potem nie ma mnie w domu.
Dominik. (cicho)
Rozumiem! — (n.s. z radością) Teraz poznaję znowu mego pana!
(Marcandier odchodzi z Dominikiem na prawo — Antonia wchodzi z lewej)
Scena 10.
FrontignacAntonia.