Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
2gi Gość.
Ba! Kiedy szczupła — ja lubię kobiety... dobrej tuszy.
1szy Gość.
Dajno pan pokój — wziąłbyś ją pan i taką... gdyby tylko...
Roquamor.
A! do licha... niewytrzymam! —
Marcandier (zatrzymując go)
Powoli! spokojnie! spokojnie mój drogi panie.
Roquamor.
Tak... dobrze panu mówić powoli i spokojnie! — Spokojnie!! — pan myśli, że mię ten bal bardzo bawi!... Pomyśleć tylko, że dając wieczór u siebie, płacę słono