Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

-Shell; ona wystarczy dla nas zupełnie — odrzekł Sinclair. — Czego nam będzie brakowało? Wszystko mamy. Prowiantu mamy dosyć a meble i odzienie także, wszystko zabierzemy z jachtu; kucharza, nareszcie, także mamy.
— Tak, tak! wołała miss Campbell klaskając w dłonie, — jedź pan kapitan zaraz a nas zostaw na Staffie. My tu pozostaniemy jak Robinson na wyspie bezludnej, i będziemy oczekiwać powrotu „Kloryndy“ z takim niepokojem jak Robinson przypatrywał się każdemu statkowi ukazującemu się na horyzoncie. Rzecz postanowiona, my pozostajemy tutaj. Przynajmniej nie będę narzekała na siebie przez całe życie, że nie pozostałam tu, ażeby zachwycać się rozszalałem morzem Hebrydzkiem i że nie widziałam tego wspaniałego widoku.
— Ależ droga Helenko! — wykrzyknęli jednocześnie bracia Sam i Seb.
— Co, wujaszkowie są temu przeciwni! Ale na szczęście mam sposób przekonania was, a mówiąc to całowała ich po kolei.
— To dla ciebie papo Samie; a to dla ciebie mamo Sebie. Teraz chyba już mi się sprzeciwiać nie będziecie.
Przy pomocy majtków wszystkie rzeczy jej przeniesione zostały z jachtu na brzeg; nie minęła i godzina a pieczara Clam-Shell przemieniła się w nader wygodne mieszkanie, gdzie nawet kucharz dostał osobne pomieszczenie w którem bez przeszkody mógł się oddawać kulinarnemu kunsztowi.