Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brata po mieczu Roberta Brusa, bohatera który walczył za niezwisłość ojczyzny.
— Z przyjemnością przyszłabym tu raz jeszcze wieczorem, — powiedziała miss Campbell: — mnie się zdaje, że w tę porę tem łacniej przywołać na pamięć wszystkie wspomnienia związane z temi mogiłami. Zobaczę jak poniosą ciało nieszczęśliwego Duncana, usłyszę mowę wypowiedzianą przed spuszczeniem go do ziemi poświęconej przez jego przodków.
— Niezawodnie miss Cambell, pani masz zupełną słuszność, myślę, że duchy nie omieszkają ukazać się pani.
— Jakto, czy to być może? pani wierzysz w duchy? — zawołał Arystobulus Ursiclos.
— Niewątpliwie, że w to wierzę jak przystało na prawdziwą szkotkę, — odpowiedziała miss Campbell.
— Przecież pani powinna wiedzieć, że upiory istnieją tylko w wyobraźni a i to także, że w świecie nic nadnaturalnego niema.
A jeśli spodoba mi się wierzyć w demonów, w walkyrye, owe straszne dziewice, które zabierają wojowników z pola walki i wreszcie w te dobre wróżki które opiewane zostały przez naszego wielkiego poetę, Burnsa.
Wiersze jego nigdy nie zaginą z pamięci prawdziwego syna gór. „W noc tę powiewne boginki tańczyć będą na Kassim Dawnos, albo lekką stopą zaczną muskać skały i ruczaje“.
— Nie, to być nie może, żebyście wierzyli w ba-